niedziela, 28 września 2014

Exhausted by mental strain.

bo tytuły po angielsku są modne

Od połowy pierwszej klasy gimnazjum zaczynało robić się coraz gorzej. Coraz gorzej się czułam.
Od początku wakacji nie biorę leków. Nie potrafiłam poradzić sobie z tym, że po raz pierwszy od tak długiego czasu nie jest mi już na tyle ciężko. Nie odnajdywałam się w tej sytuacji. Często powtarzam, że niewiele pamiętam z okresu mojego dzieciństwa, podstawówki. Chodzi o to, że nie pamiętam czasu 'przed'. Urywki z tamtych lat, które czasami odtwarzam w pamięci nie są porównywalne do wspomnień moich rówieśników. Ja po prostu nie pamiętam zdrowej siebie. Tak jakbym chora ja byłą tą prawdziwą. Czułam się dziwnie, kiedy to wszystko zaczynało przechodzić, ta sytuacja mnie przerastała i przytłaczałą. Wmawiałam sobie, że nie biorę leków bo o nich zapominam i w to uwierzyłam, chociaż przestałam zarzywać tabletki z innego powodu. Bałam się wyzdrowieć.
Biorąc pod uwagę, że dokąd sięgam pamięcią byłam TAKA, nie potrafiłam poradzić sobie z tym jaka mogę się stać, kiedy wszystko się poprawi. Dlatego też nie chciałam żeby się poprawiło. Nieznana. zdrowa ja. Nie poznawałam samej siebie. Nie chciałam być osobą, którą się stawałam bo wierzyłam, że to nie jest ta prawdziwa Karolina. Prawdziwa jest inna i myśli inaczej. Prawdziwa Karolina jest jedna. Innej właściwie nie pamiętam, więc czemu miałabym nie bać się tak drastycznej zmiany i czemu miałabym jej chcieć?
Być może nie pamiętam nic z czasu 'przed' z jakiegoś powodu. Może tak naprawdę pamiętam, ale coś nie pozwala mi sobie przypomnieć.
Zawsze krążyła mi po głowie myśl, że nie chcę być zdrowa, ale nie potrafiłam jej do niczego dopasować. Z jednej strony myślałam, że chodzi o to, że dostaję dzięki temu więcej uwagi. Poniekąd coś w tym jest. Gdyby nie to nie miałabym możliwości cotygodniowego wygadaniu się komuś, a nie ukrywam - bardzo to lubię. Jednak przypomianm sobie chwile, w których traciłam kontrolę i jestem pewna, że to nie jest tylko mój wyimaginowany problem. To nie ja, to moja depresja.


piątek, 19 września 2014

Jesteś nikim jeśli nie lubisz bólu.

Wiele powstało blogów głodówkowych. Z pewnością przybywa ich między innymi dzięki modzie na chude uda. Nie trzeba się specjalnie wczytywać, żeby poczuć się jak po oblaniu zimną wodą (Nie wiem czy to nawiązanie do ice bucket challenge, ale rzygam tym wyzwaniem. Mimo, że zamysł był dobry okazało się, że internetowe dzieci jak zwykle podchwyciły zabawę i zaczęło zalatywać gimbusiarstwem ble ble ble) Po paru pierwszych akapitach sama nie wiem czy odczuwałam żal czy frustracje.
Tekst 13 letnich dziewczyn motywujących inne do niejedzenia jest tragedią.
I wcale nie mówię tu o całym "społeczeństwie" pro-ana. Mówię o tych, którzy namawiąją innych ludzi do niezbyt dobrych rzeczy.
Sama anoreksja będąca chorobą nie jest tak niebezpieczna dla środowiska. Cierpi jedna osoba i jedna się leczy. Kiedy natomiast ludzie wmawiają innym, że głodowanie jest dobre zaczynają zarażać chorobą innych.

Rozumiem, że można wybrać taki styl życia. To znaczy nie rozumiem, ale akceptuję. Jednak jest to czyjaś decyzja i na czyimś zdrowiu się to będzie odbijać. Okej, nie ma sprawy. Ale fałszywe przekonywanie młodszych, że chudość i niejedzenie to idealność?

"Nie będziesz jadła bez poczucia winy", "Wiem, że waga jest wskaźnikiem moich codziennych sukcesów i porażek", "Bycie chudą jest waźniejsze od bycia zdrową" - takie właśnie porady bardzo łatwo napotkać.

No kurwa.
Tak jakbym namawiała, cholera, ludzi do pieprzonej depresji.
Uwaga! Poradnik dla opornych.
Pamiętaj żeby płakać raz dziennie.
Boisz się czegoś, ale bardzo tego chcesz? Zrób to, co ci szkodzi. Najwyżej popełnisz samobójstwo.
Nie udało Ci się z dziewczyną? Koniecznie potnij nadgarstki.
Jesteś nikim jeśli nie lubisz bólu.

Brzmi co najmniej żałośnie.

Naprawdę potrafię zrozumieć czyjś wybór nawet jeśli może mi się nie podobać. Chodzi o to, że to małe dziewczynki czytają te słowa.

Może się to wydawać hipokryzją, w końcu sama prowadzę bloga o całkiem podobnym temacie. Różnica jest jednak taka, że ja nie narzucam nikomu swojego myślenia. Nie mówię co jest dobre, a co złe. Nie definiuję idealności, a wyrażam własną opinię. Nie promuję negatywnego myślenia tylko je opisję na podstawie własnych doświadczeń. Nie zachęcam do niczego. Nie tworzę dekalogów odnośnie tego jak należy życ, żeby być idealnym.

Według mnie przekazywanie młodym osobom tego typu informacji nie jest w porządku. Oczywiście, w internecie można znaleźć wiele nieodpowiednich rzeczy, jednak ta jest moim zdaniem wyjątkowo niebezpieczna. Bo co ma sobie pomyśleć 12 letnia dziewczynka kiedy widzi słowa „Spójrz w lustro i powiedz sobie, że jesteś gruba. Nie wierz w to, co mówią inni. Oglądaj zdjęcia chudych dziewczyn i zostań taka jak one. Nie myśl o jedzeniu, nie jedz. Jedzenie sprawi, że utyjesz. Każde jedzenie tuczy. Pij dużo wody. Przymierzaj ubrania o dwa numery za małe, zmotywuje Cięto do niejedzenia, by do nich schudnąć. I nie płacz. Płacz pokazuje, że nie masz nad sobą kontroli”?



wtorek, 2 września 2014

Pomóż mi żyć, a wszystko będzie dobrze.

Kiedy zamykałam oczy było już jasno.
Nie wiem czemu zawsze wspominałam złe chwile jakby były czymś najważniejszym w życiu. Nie chodzi mi raczej o wyciąganie wniosków i dodatkowe punkty mądrości, nie sądzę też, żeby te wspomnienia były moimi jedynymi. Chyba tak naprewdę nie miałam dosyć.
Nigdy nie chciałam wyzdrowieć. Chęć bólu była tak samo wielka jak strach. Chcę być chora a boję się chorób? Boże, ale beka. No dobrze, niegdy nie byłam normalna, chociaż może właśnie chcę wierzyć w to, że taka nie byłam.
A tak właściwie na świecie jest tyle chorób, a ja akurat tą wpisałam na listę.
Nigdy nikomu o tym nie mówiłam, nigdy nie wspominałam, że się gubię. Gubię się między prawdziwą  prawdą a moją własną prawdą, której nie jestem już w stanie odróżnić. Nie wiem co jest moim wymysłem, a co nie.

Dziewczyno, co ty wiesz o chorobie i bólu?
No tak, moda na pocięte nadgarstki dalej krąży po świecie, a smutne tumblerki mają się całkiem dobrze.

Od kiedy pamiętam marzyłam o tym, żeby ktoś się mną zainteresował. Na tą chwilę wiem już, że było to bardziej żałosne niż smutne. Ale do rzeczy. Nigdy nie wymagałam zainteresowania od rodziców. Właściwie cholernie go nie chciałam. Niestety każda droga prowadziła do nich.

Kiedy powiesz głośno, że nie potrafisz żyć, zostaniesz jeszcze bardziej samotny.
To nie kwestia wrodzonego, ludzkiego zła. Ścisłe grono osób, od których pragnąłbyś przyjąć pomoc nigdy jej nie udzieli. Fakt pierwszy.
Fakt drugi jest taki, że nawet jeśli ktoś spróbuje Ci pomóc, to zybko się z tego wycofa. To znaczy z Twojej perspektywy oczywiście. Dla tego człowieka będzie to zakończony temat. Nie można nikomu pomagać w nieskończoność. Poza tym jak można Ci pomóc? No przecież nie można, więc czego wymagasz?
Wydaje mi się, że w nieskończoność można potrzebować pomocy.
Właściwie... nawet jeśli uzyskasz pomoc i tak nic to nie zmieni. Fakt.

Wczoraj z nudów postanowiłam mieć nadzieję. Wstałam rano, umyłam zęby i zjadłam śniadanie. Już przy jedzeniu zaczął mi się udzielać beznadziejny, utopijny charakter mojego postanowienia. Ubierając spodnie myślałam jednak, że być może cokolwiek miłego jest w stanie się wydarzyć.
Ależ ja byłam głupia. Jak zawsze. Jak w szkole. Jak wszędzie. Mała, głupiutka, nieporadna dziewczynka wstydząca się nawet oddychać. I jak zawsze żałosna. :)

Ten post nie ma sensu, chciałam się tylko podzielić ładnymi słowami z It's a kind of funny story. Bardzo mnie określają i chyba nie muszę się z tego tłumaczyć. Wydają się być moje, ktoś ukradł moje własne przemyślenia. Tyle.

Obserwatorzy