niedziela, 5 kwietnia 2015

Jak pomóc komuś, kto stracił nadzieję?

Nie ma nic gorszego, kiedy jest człowiek czuje się jak kupa rozkładającego się gówna, niż osoba próbująca na siłę tego kogoś uszczęśliwić. Nie, to nie jest pomocne, robisz to źle.
Podczas depresji pozytywne myślenie nie ma najmniejszego sensu i wydaje się być jak bajka wyssana z palca. Do tego beznadziejna. I gówniana. Właściwie wszystko jest wtedy gówniane. No i do tego czuje się jeszcze większe odosobnienie.
Więc co zrobić? Gdybym wiedziała, to już dawno zbawiłabym cały świat. Bez wątpienia.
Wydaje mi się jednak, że najbardziej pomocne jest... bycie. Tak, takie zwyczajne trwanie z drugą osobą. Bez zbędnych słów, one i tak nie mają znaczenia. Obecność człowieka jest bardzo pomocna.
Pomocne są też pasje. Coś, co odciąga od codzienności (w moim przypadku codzienności = łóżka w ciemnym pokoju).  Kiedy tak patrzę z perspektywy osoby, która całkiem nieźle poradziła sobie z największym dołem w życiu stwierdzam, że nie mam najmniejszego pojęcia co mogłoby mi w tamtym czasie pomóc. To znaczy: leki, terapia.. oczywiście, pomocne. Ale jeśli chodzi o zwykłego człowieka, przyjaciela, rodzica. Jak oni mogliby sprawić, że poczułabym się lepiej? Trudno jest od bliskich czegoś wymagać, jeśli samemu nie wie się czego się potrzebuje.
Co jest najważniejsze? Czas. Nie należy jednak pozostawiać wszystkiego w jego rękach. Trzeba i działać, i czekać. Kiedyś będzie dobrze. Przecież musi, wszyscy tak mówią.


A tak powracając do stanów lękowych:
Nie jest to dla mnie żadna nowość.
Dokładnie trzy lata temu nie mogłam usiedzieć na tyłku godziny bez trzęsących się kończyn. Generalnie zrobiłam przez te parę lat całkiem niezły postęp i wcale nie czuję się, jakbym wróciła do tego samego punktu.
Nie można być wiecznie słabym i nie można być wiecznie silnym.
"Może co jakiś czas będziesz miała takie stany i będziesz musiała się leczyć." Boże, doktorze.

No ale jak to właściwie wszystko wygląda? Czym są te 'lęki'? Jednym wielkim gów... (No wybaczcie, nie mogłam się pohamować.) To takie uczucie, dosyć specyficzne. Coś, co narasta tam, w środku. Uczucie lęku. Tak, zdecydowanie lęk objawia się uczuciem lęku. Do tego dochodzą też inne objawy. Mi na przykład w takich chwilach trudno złapać oddech, boli mnie żołądek, trzęsą się lub drżą części ciała, mam sucho w ustach, tracę apetyt i mam ochotę wymiotować, a moje serce bije szybciej. To takie podstawowe symptomy, inne pojawiają się rzadziej.
Podczas napadów lęku te odczucia potęguje myśl o utracie kontroli. Wariuję na tym punkcie. Dodatkowo niedawno obudził się lęk przed szeroko pojętym 'zwariowaniem'. Nie potrafię sobie wmówić, że psychoza mi nie grozi. Strach przed zemdleniem też często mi towarzyszy.
Co z tym zrobić? Nie mam pojęcia.

3 komentarze:

  1. Gdy czujesz się jak kupa gówna, dobrym pomysłem (to nie żart) wydaje się założenie kaloszy i pomoc w najbliższej stadninie koni przy sprzątaniu boksów. Po pierwsze kontakt z koniem działa odświeżająco na każdą zamuloną głowę, po drugie robisz przysługę i dobry uczynek, a po trzecie: nie ma nic bardziej oczyszczającego duszę, niż zmycie wodą z gumowego węża, gnoju z kaloszy. Wiem, że brzmi to bardzo ekstremalnie, ale gwarantuje poprawę samopoczucia na długo. Chodzi o to, żeby się zmęczyć fizycznie i ubrudzić, a poźniej oczyścić by poczuć ulgę. Trzymam kciuki. http://modna40.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Płaczę przy twoich postach. Ja również miałam depresje, zaburzenia odżywiania i stany lękowe, ale w miarę z tego wyszłam. Napewno nie do końca, ale jest zdecydowanie lepiej :)


    domi-doomi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie jak piszesz - bycie jest najważniejsze. Ja gdy tracę nadzieję, rozmawiam z siostrą. Ona mnie zawsze podbuduje, da wsparcie ale przede wszystkim JEST...

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy