Nigdy
nie sądziłam, że przytrafi mi się coś tak dziwnego. Kiedy mój okres dzieciństwa kurczył się zaczynałam rozumieć,
że coś jest nie tak, ale strasznie bałam się tych myśli. Byłam małą dziewczynką,
którą bardzo uwierało życie. Od kiedy pamiętam byłam inna, zawsze czułam się
gorsza.
Pierwszy raz zakochałam się w podstawówce, ale oczywiście nie zdawałam sobie z tego
sprawy. Jedynie patrząc z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć - tak - byłam zakochana. Potem było już tylko
gorzej, zaczynałam zastanawiać się co to jest za dziwne uczucie. Skąd dziecko
może wiedzieć po czym poznać miłość? W szkole nikt mnie nie nauczył co
oznaczały męczące mnie objawy. Długo mi
zajęło przyswojenie faktu, że zauroczyłam się, a w dodatku w kobiecie.
Tak, kobiecie, nauczycielce ściślej. Chyba każdy w swoim życiu choć raz kochał
jakąś nauczycielkę. Wszystko trwało bardzo długo i mocno to przeżywałam.
Codziennie płakałam. Łączę ten moment z korzeniami mojej depresji. Nie miałam
pojęcia jak mam sobie radzić.
Pamiętam, że miałam książkę, w której było napisane jak mały procent osób homoseksualnych jest na świecie i
podsumowane „więc Ci to nie grozi”. Do jakiegoś czasu te słowa mnie uspokajały.
Kiedy nastała ta przełomowa chwila kiedy stwierdziłam, że jestem lesbijką?
Sama nie wiem. Chyba wtedy, kiedy to dziwne książkowe sformułowanie zaczynało
mnie wkurzać. No bo co w tym do cholery złego, że mogę być lesbijką?
Powolny proces akceptacji tego, kim jestem przypadł na czas gimnazjum. Wtedy
wiedziałam już, że kocham kobiety, ale wywoływało to we mnie ogromny strach.
Kiedy ktoś wspominał o homoseksualizmie byłam sparaliżowana. Nie wiedziałam z kim i jak o tym rozmawiać. Do
tego wszystkiego doszła myśl, że jest ‘nas’ tak mało, że szansa spotkania
drugiej dziewczyny homo na ulicy jest prawie niemożliwe. Jak mam je rozpoznać?
Gdzie one się chowają? Wtedy pomyślałam po raz pierwszy „Lesbijki nie chodzą
ulicami” i bardzo mi się ta moja myśl spodobała. Byłam przekonana, że istnieje
małe prawdopodobieństwo spotkania tego odrębnego i nieznanego gatunku.
Coming out zrobiłam w liceum. Nowe miejsce, nowi ludzie. Mogę być kim chcę.
Najpierw zaczęłam od udawania, że moja orientacja to dla mnie najnormalniejsza
rzecz na świecie, potem w to uwierzyłam.
I jestem. Mam 18 lat, ludzie powtarzają mi, że to wszystko przejdzie, że to
jakiś wymysł, nowa moda. Pewnie mają prawo tak twierdzić, a ja mam prawo ich nie
słuchać. Nie wiedzą ile trudu sprawiło mi to wszystko i przez co musiałam
przechodzić, kiedy moje koleżanki wychodziły na podwórko. Czasem mówię sama do
siebie, że już wolę być ‘tą’ lesbijką, bo po tym jaką wojnę toczyłam ze sobą i
całym światem chyba opadłyby mi ręce jeśli nagle ‘zostałabym’ hetero. Mimo to oczywiście dopuszczam do siebie myśl,
że jestem jeszcze zbyt młoda na stuprocentowe określenie orientacji seksualnej.
Sama nie wiem, czy w pełni pojęłam, że nie ma się czego bać, ale tak jak wszystko
w tej historii (i być może w życiu) to też pewnie przyjdzie z czasem.
Teraz myślę o tym jak w hetero świecie znaleźć drugą połówkę. No bo jak? Jak to
zrobić, żeby poznać kobietę swoich marzeń i do tego lesbijkę? Osobę zwykłą dla
świata, a niezwykłą dla mnie, nie wyglądającą jak typowa lesba, ani jak
chłopak. Po prostu kobietę. Może to też przyjdzie z czasem?
Jak ja to dobrze rozumiem...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że znajdziesz swoją drugą połówkę i będziesz szczęśliwa :)
OdpowiedzUsuńteks świetnie się czyta myslę że częściej będę tu zaglądać :)
OdpowiedzUsuń